Przebiec maraton w cudzych butach: „Czarny jak ja” [recenzja]
Kto może opowiedzieć nam o doświadczeniu dyskryminacji lepiej niż osoba dyskryminowana? Wydawałoby się, że nikt. Ale jest jeden warunek: nie może to być człowiek, którego kolor skóry jest inny niż ten jedyny akceptowany – czyli biały.
W czasach, w których Afroamerykanów nie chciał słuchać nikt, dziennikarz i pisarz John Howard Griffin zabrał głos w imieniu ignorowanych dyskryminowanych. Z pomocą lekarza tymczasowo zmienił kolor skóry, stając się tym samym obywatelem drugiej kategorii i uzyskując bezpośredni wstęp do czarnoskórego świata Ameryki końca lat pięćdziesiątych. Swoje doświadczenia z eksperymentu opisał w książce „Czarny jak ja”, dziś należącej w Ameryce do kanonu lektur, kiedyś przez niektóre środowiska uznawanej za przejaw zdrady przez pisarza swojej rasy.
Przemiana była całkowita i wstrząsająca. Oczekiwałem, że zobaczę siebie – zmienionego, zamaskowanego – tymczasem efekt był niespodziewany. To był jakiś obcy człowiek, nieznany i niesympatyczny, a ja byłem uwięziony w jego ciele. John Griffin, którym byłem, zniknął bez śladu.*
Od pierwszych chwil, w których autor ogląda się w lustrze i nie potrafi rozpoznać osoby, którą w nim widzi, czujemy ciężar decyzji, którą podjął. Ta niby nic nieznacząca zmiana – w końcu Griffin w dalszym ciągu był tą samą osobą, ze swoim bagażem doświadczeń, wykształceniem i historią – wpływa na każdy aspekt jego życia. Od tej pory pisarz nie ma wstępu do wielu publicznych miejsc (toalety, restauracje, instytucje kultury), musi dwa razy zastanowić się, zanim zajmie miejsce w autobusie, nie może wyglądać „zbyt podejrzanie”, kiedy idzie ulicą, a w końcu – musi zmagać się z wszechobecną nienawiścią, która psychicznie wykończyłaby niejednego człowieka. Największe zaskoczenie przychodzi w najmniej oczekiwanych momentach – to oburzenie białej kobiety, kiedy pisarz chce ustąpić jej miejsca, zamknięcie mu przed nosem przez kierowcę drzwi do autobusu, obrzydliwie perwersyjne pytania, zadawane mu przez ciekawych jego życia seksualnego białych Amerykanów (to jedyny aspekt życia czarnoskórych, którym zdają się interesować) czy uniemożliwienie jemu i innym czarnym pasażerom wyjścia do toalety podczas długiej podróży. Choć Griffin opisuje wszystkie te sytuacje z zachowaniem profesjonalnego spokoju, trudno jest czytać opisy jego codziennego życia bez emocji. To jednak, co dla przejawiającego standardowe rozumienie etyki czy moralności człowieka wydaje się czymś jednoznacznie złym, dla innych było filarem światopoglądu.
W dworcowej poczekalni rozejrzałem się za oznaczeniami wskazującymi poczekalnię dla kolorowych, ale nic nie zauważyłem. Podszedłem więc do kasy. Na mój widok całkiem miłą twarz kasjerki wykrzywił okropny grymas. Było to tak niespodziewane i uderzające, że przystanąłem zdumiony.
– O co chodzi? – warknęła.
Starając się mówić bardzo uprzejmie, spytałem o najbliższy autobus do Hattiesburga.
Podała mi informację niegrzecznym tonem, patrząc przy tym na mnie z taką pogardą i odrazą, że od razu pojąłem, że oto właśnie spotyka mnie coś, co Murzyni nazywają „spojrzeniem nienawiści”.*
Wydawać by się bowiem mogło, że relacja z pierwszej ręki człowieka, który nie należał do znienawidzonej części amerykańskiego społeczeństwa, powinna z większym skutkiem docierać do świadomości (i sumień) uprzedzonych Amerykanów. I choć na wielu polach Griffin odniósł niekwestionowany sukces, to jednak reakcje na jego publikacje w przerażająco wielu przypadkach udowodniły, że ludzie nie chcą zmieniać swojego sposobu postrzegania osób czarnoskórych. O wiele łatwiej jest im dzielić świat na dobrych białych i złych czarnych, tłumaczyć swój brak tolerancji zachowaniem innych i żyć w fikcyjnej banieczce, która unosi ich na sam szczyt społecznej drabiny z tego tylko powodu, że urodzili się z właściwym kolorem skóry. Konsekwencje, jakie Griffin poniósł po opublikowaniu książki, niby nie dziwią, a jednak wciąż przytłaczają: telefony z pogróżkami, otrzymywane przez niego i członków jego rodziny, pobicie do utraty przytomności przez członków Ku Klux Klanu, wywieszenie w mieście kukły z jego podobizną.
System dyskryminacji i podwójnych standardów zmienia się w różnych kulturach, ale zawsze jest niesprawiedliwy. Są tysiące rodzajów niesprawiedliwości, jednak sprawiedliwość jest tylko jedna – taka sama dla wszystkich. Domaganie się „trochę większej” sprawiedliwości albo stopniowej sprawiedliwości jest w istocie akceptacją niesprawiedliwości. Taka jest prosta prawda.*
Reakcje oburzonych rasistów są o tyle przerażające, że Griffin wcale nie posunął się w swojej książce do zbyt daleko idących osądów białych obywateli. Owszem, obnaża ich niesprawiedliwe zachowania, ale zupełnie ich nie prowokuje; wystarcza sam fakt, że – w ich przekonaniu – ma czarną skórę. Pokazuje, jakie mogą być przyczyny agresji czarnoskórych, wcale ich tym samym nie usprawiedliwiając. Z bagażem doświadczeń, jakie zebrał podczas swojej znowu nie tak długiej pracy nad książką, mógł przedstawić rzeczywistość Afroamerykanów o wiele dosadniej i nikt – przynajmniej według standardów dzisiejszych czasów – nie miałby mu tego za złe. Ale może to właśnie ta subtelność, ten obiektywizm i dziennikarska precyzja w dobieraniu tak oszczędnych w emocje słów sprawiają, że „Czarny jak ja” trafia dokładnie tam, gdzie powinien, pozostawiając nas z miejscem na własne przemyślenia.
Książka J. H. Griffina jest dla mnie kwintesencją dziennikarstwa zaangażowanego i lekturą obowiązkową dla każdego pisarza, który aspiruje do dołożenia swojej cegiełki w tym trudnym gatunku. To także dzieło, które pomimo upływu lat, kolejnych zmian w amerykańskim prawie i rosnącej świadomości społeczeństwa jest w dalszym ciągu – niestety – przestrogą przed tym, jak szkodliwe są skutki zamknięcia na to, co dla nas inne i na pierwszy rzut oka niezrozumiałe. W czasach, w których znowu coraz odważniej i głośniej wykrzykiwane są rasistowskie hasła, warto zobaczyć, jak wygląda życie po tej drugiej, dyskryminowanej stronie – może w ten sposób dostrzeżemy, że tam zawsze jest tylko i aż człowiek, w gruncie rzeczy niewiele się od nas różniący.
Polecałam ja,
* Cytaty pochodzą z książki „Czarny jak ja” Johna Howarda Griffina, Wydawnictwo W.A.B.
fot. 1905.pl