12 dni świąt eksperymenty lifestyle

12 dni Świąt: list między stronami

Pamiętacie to odliczanie do Świąt z Love Actually? 5 tygodni do Świąt, 3 tygodnie do Świąt, 2 tygodnie do Świąt, a na koniec Colin Firth uczy się portugalskiego w tydzień i wszystko kończy się hepi endem. No dobrze, nie dla wszystkich. Tak całkiem poważnie to jest to jeden z najbardziej depresyjnych świątecznych filmów, jakie widziałam w swoim bogatym w seanse komedii romantycznych życiu. Wracając jednak do odliczania – tutaj będzie podobnie, tylko że odliczać będziemy nie tygodnie a dni. Nie obiecuję też żadnych hepi endów. Ale Colin Firth prawdopodobnie gdzieś się przewinie.

Pomysł na akcję 12 dni Świąt przyszedł mi do głowy, kiedy pewnej bezsennej nocy mój mózg bez żadnej zapowiedzi zaczął odtwarzać na zapętleniu piosenkę „The 12 Days of Christmas„. Aż do wczoraj myślałam, że istotą akcji będzie wrzucanie każdego dnia radosnych gifów i linków do moich ulubionych okołoświątecznych piosenek na YT. Szczęśliwie przypomniałam sobie o swoim pomyśle na inną akcję, którą próbowałam przeprowadzić od ponad roku. Ostatecznie piosenka zainspirowała wyłącznie nazwę dla akcji, bo i dni nie będą się zgadzać – według tradycji dwanaście dni świąt liczy się od 25 grudnia, my zaś będziemy odliczać do tej daty. No bo, nie oszukujmy się, po Wigilii  choinka traci 80% uroku, a my zaczynamy odhaczać dni do kolejnych Świąt.

12 dni Świąt to trochę eksperyment socjologiczny, a trochę potrzeba zrobienia czegoś dla innych. Okoliczności sprawiły, że na szlachetne paczki i inne dobre uczynki w tym roku za bardzo nie mogę sobie pozwolić, nad czym mocno ubolewam. Mam jednak coś, co nie kosztuje nic, życia niestety też nikomu nie uratuje, ale a nuż poprawi komuś nastrój – a są to, proszę państwa, słowa.

Dawno temu w przypływie romantycznej nostalgii za utraconą wartością słowa pisanego wymyśliłam projekt, który w dużym skrócie sprowadzał się do pozostawiania w zupełnie przypadkowych miejscach listów do nieznajomych. Pierwszy list napisałam i nawet mam go do dzisiaj, a datowany jest na 13.01.2016 roku. Listu nigdy nie przepisałam na ładną papeterię, a więc i nie pozostawiłam go żadnemu nieszczęśliwcowi, który musiałby pewnie borykać się z wątpliwościami, czy zaryzykować potencjalnym spotkaniem z wąglikiem czy nie. O pomyśle przypomniałam sobie wczoraj i tym razem przezornie postanowiłam działać od razu. Pierwsza koperta już jest zaklejona, a jutro w którejś z warszawskich księgarni zostanie włożona między strony książki, która wyda mi się do tego najodpowiedniejsza.

Chciałabym, żeby każde miejsce, tak jak i każdy list, było wyjątkowe. Mam w głowie kilka pomysłów na miejsca, w których chciałabym je zostawić, nie wiem jednak, czy wystarczy mi inwencji na 12 zupełnie odmiennych lokalizacji. Jeśli chcielibyście pobawić się ze mną i zaproponować jakieś miejsca – zachęcam gorąco do zostawiania komentarzy! Dwa kolejne zaplanowane miejsca to kieszeń ubrania w którejś sieciówce i nasza wspaniała komunikacja miejska.

Zobaczymy, czy na starość uda mi się wykrzesać trochę świątecznego ducha.

Do napisania,

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *